Tag: pompy

Aktualnosci

Zamówienie na pompy typu OS-150 do odwadniania kopalń

Zrealizowaliśmy zamówienie dla jednego z czołowych zakładów wydobywczych na świecie.
Przedmiotem dostawy były zespoły pompowe typu OS-150 do odwadniania kopalń w wykonaniu soloodpornym.

Zakres parametrów:

  • Wydajność od Q=60 m3/h do Q=180 m3/h
  • Wysokość podnoszenia od H=50 m do H=240 m

Pompy OS-150 przeznaczone są do pompowania wód kopalnianych oraz innych wód przemysłowych zanieczyszczonych chemicznie i mechanicznie.

„Mój dziadek Stefan” – Janusz Twardowski


Stefan Twardowski w 1914 i 1915 roku pracował w Wytwórni Spirytusu przy  Ząbkowskiej jako konstruktor urządzeń przelewowych i wicedyrektor. W czasie I wojny światowej wytwórnia zatrzymała produkcję i zwolniła ludzi. Dziadek — jako pracownik kontraktowy — otrzymał wysoką odprawę. Wykupił za nią udziały Zakładów Mechanicznych Brandel, Witoszyński i S-ka, w których wcześniej pracował, a także nabył plac na Grochowskiej. Tu w 1918 roku wybudował własną fabrykę pomp, która uzyskała w 1929 roku nazwę Zakłady Mechaniczne inż. Stefan Twardowski.


Janusz Twardowski, syn Stefana Twardowskiego.

Janusz Twardowski, syn Stefana Twardowskiego.


Dziadek był nie tylko właścicielem, ale także wybitnym konstruktorem. Przez lata zajmował stanowisko dyrektora i głównego konstruktora w fabryce. We wczesnej młodości skończył szkołę techniczną w Warszawie. Później — w latach 1912-1913studiował na Wydziale Mechanicznym Uniwersytetu w Nancy we Francji. Ukończył studia z wyróżnieniem. Był prymusem w każdej dziedzinie. Pięknie kaligrafował. Pięknie kreślił. Widziałem jego rysunki techniczne pomp — to artyzm.

W okresie okupacji starał się chronić pracowników. Zatrudnienie w fabryce poza zarobkiem pomagało uniknąć wywiezienia na roboty do Niemiec. Starzy pracownicy twierdzili, że po przejściu fabryki pod zarząd państwowy działalność socjalna nie umywała się do tej, jaką prowadził inż. Stefan Twardowski. Dziadek otrzymał od załogi wiele prezentów — wśród nich odlaną podobiznę własnej głowy, którą przechowuję w moim domu. Wszyscy mówią, że jestem do niego bardzo podobny — tylko włosów mam teraz trochę mniej.


Odlana podobizna głowy inż. Stefana Twardowskiego

Odlana podobizna głowy inż. Stefana Twardowskiego.


Choć żył fabryką, jego zainteresowania znacznie wybiegały poza działalność zawodową. Udzielał się w Stowarzyszeniu Techników, redagował „Przegląd Techniczny”. Działał w społecznym komitecie budowy Kościoła Matki Bożej Zwycięskiej na Kamionku i wspierał ją finansowo. Świątynia powstała jako wotum Janusz Twardowski, wnuk Stefana Twardowskiego narodu za cud nad Wisłą w miejscu wspólnej modlitwy księdza Ignacego Skorupki z żołnierzami przed wymarszem do Ossowa. Z tego co wiem, dziadek dołożył się także do budowy kościoła na placu Szembeka. Był człowiekiem wierzącym, ale nie bigotem.

Z rodzinnego archiwum wynika, że zasiadał jako ławnik w sądzie pracy. Wchodził w skład rady szpitalnej Szpitala Praskiego pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Zasłużył się jako mecenas sztuki — należał do Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Dziadek sam malował — zachowało się kilka jego obrazów, w tym piękny portret mojej babci.

Stefan Twardowski miał dwóch synów i trzy córki z pierwszą żoną — Jadwigą. Pierwsza
córka żyła zaledwie półtora miesiąca. Druga — urodzona w 1903 roku Irena — skończyła
medycynę, wyszła za mąż za Stanisława Domańskiego, też lekarza, działacza Komunistycznej
Partii Polski. W latach 30. wyjechali do Francji. Pracowali, a równocześnie prowadzili działalność polityczną. Stanisław Domański zginął w czasie wojny domowej w Hiszpanii — był lekarzem Brygad Międzynarodowych.


Stefan Twardowski z dyplomem Uniwersytetu w Nancy.


Irena Domańska po wojnie przez kilka lat pracowała jako przedstawicielka Polski w Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Po powrocie do kraju była prezesem, a następnie honorowym prezesem Polskiego Czerwonego Krzyża.

W 1906 urodził się Tadeusz — studiował na Politechnice Warszawskiej. Po agresji Związku Radzieckiego na Polskę trafił do obozu w Kozielsku. Zginął w Katyniu.

W 1908 roku przyszedł na świat mój ojciec — Wacław. Studiował na Wydziale Mechanicznym Politechniki Lwowskiej, by kontynuować tradycję po dziadku. W 1937 roku rozpoczął pracę w jego fabryce jako konstruktor. Odszedł z niej w 1950 roku — po przejściu zakładu pod przymusowy zarząd państwowy. W 1919 roku urodziło się najmłodsze dziecko Stefana Twardowskiego — Jadwiga. W czasie połogu zmarła babcia. Została pochowana na Powązkach na miejscu wykupionym przez dziadka. Tam znajduje się grób naszej rodziny. W 1955 roku złożono w nim trumnę z ciałem inż. Stefana Twardowskiego.

Teren na Grochowskiej dziadek kupił w 1917 roku. Nie natrafiłem w dokumentach na informację o poprzednim właścicielu. Mam tylko wyciąg z księgi wieczystej, w której została odnotowana zmiana właściciela nieruchomości — działki ze stojącym na niej murowanym domem obitym deskami. W 1928 roku na jego miejscu Stefan Twardowski zbudował nowy dom mieszkalny. W roku 1918 powstała hala produkcyjna, która kończyła się siedemnaście metrów przed granicą z ulicą Kamionkowską, a w latach 20. także budynki ciągnące się wzdłuż granic działki z Polskimi Zakładami Optycznymi i fabryką Braci Borkowskich — po wojnie upaństwowionej i przekazanej Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego.

Budynek od strony Braci Borkowskich zajmował prawie całą długość działki. Był częściowo
parterowy, a częściowo piętrowy. Mieściły się w nim między innymi magazyny i modelarnia,
jadalnia dla pracowników. W budynku po przeciwnej stronie — równoległym do Polskich
Zakładów Optycznych — znajdowała się administracja i biuro konstrukcyjne.

Dziadek mieszkał z drugą żoną — Stefanią, z domu Radzimińską, rodzoną siostrą zmarłej
pierwszej żony. Pobrali się wkrótce po żałobie. W domu przy Grochowskiej mieszkała jeszcze
samotna Maria Radzimińska — siostra pierwszej i drugiej żony dziadka oraz związana z rodziną przez dziesiątki lat gosposia.


Stary dom przy ulicy Grochowskiej, na miejscu którego Stefan Twardowski wybudował w 1928 roku nowy.


rodziłem się w 1940 roku. Mieszkałem z rodzicami i młodszymi siostrami przy ulicy Walecznych na Saskiej Kępie. Do dziadka chodziliśmy przez Park Paderewskiego, po wojnie przemianowany na Skaryszewski, który otaczało kute, żeliwne ogrodzenie. Mijaliśmy korty tenisowe, sztuczną kaskadę służącą do odwadniania terenu, w której pracowały pompy z fabryki inż. Stefana Twardowskiego, muszlę koncertową. Po wyjściu z parku przechodziliśmy przez mostek między Kanałem Kamionkowskim i Jeziorkiem Kamionkowskim, a następnie szliśmy obok ogrodzenia budynku Stacji Higieny Zapobiegawczej przy Grochowskiej.

Fabryka dziadka znajdowała się po drugiej stronie ulicy. Grochowska miała, tak jak i dziś, dwie jezdnie, które przedzielała Jabłonowska Kolej Wąskotorowa. W czasach, które pamiętam,
ciągnąca wagony ciuchcia kończyła bieg w okolicy obecnej stacji Stadion.


Panorama fabryki przy Grochowskiej z 1918 roku.

Panorama fabryki przy Grochowskiej z 1918 roku.


Gdy jedna z moich sióstr zachorowała na dyfteryt, mieszkałem z drugą — trzeciej jeszcze nie było na świecie — u dziadka, żeby uniknąć zarażenia. Buszowaliśmy po wielkim strychu, na którym były stare meble i różne rupiecie. Bawiliśmy się maską przeciwgazową z okresu pierwszej wojny. Przebieraliśmy się w stare stroje. Siostra zakładała suknie babci, a ja mundur podporucznika Wojska Polskiego, który należał do stryja Tadeusza. Z opowiadań i zdjęć stryj jawił się jako postawny mężczyzna. Tymczasem jego mundur był prawie na moją dziecięcą miarę. Stryj miał być moim ojcem chrzestnym — nie wiedzieliśmy, że zginął w Katyniu. Byliśmy przekonani, że żyje i wróci. Dlatego do chrztu trzymał mnie w jego zastępstwie znajomy ojca.

Podłogę domu przy Grochowskiej wyłożono klepką dębową. W oknach wisiały ciężkie
zasłony. Meble — nie przesadnie ozdobne — cechowała elegancja. W jadalni stał bardzo
długi stół na dwadzieścia cztery osoby. Na kwarantannie gosposia dziadka przygotowywała
nam na śniadanie kluski na mleku z gęstymi kożuchami, których nienawidziliśmy. Urządziliśmy sobie zawody w pluciu kożuchem na odległość. Celowaliśmy w stronę stojącego
za stołem zegara.


Stanisław Twardowski, brat Stefana Twardowskiego i długoletni pracownik fabryki.


Obok — w gabinecie na parterze — urzędował dziadek. Na jego biurku stał zegar gabinetowy. Teraz odmierza czas w moim domu. Na terenie fabryki pracował mój ojciec i brat dziadka — Stanisław Twardowski, który odpowiadał za akwizycję, czyli marketing.

Ojciec oprowadzał mnie po biurze konstrukcyjnym. Do dziś przechowuję pudełko firmowe z ołówkami zwykłymi i kopiowymi z pruszkowskiej Fabryki Ołówków Stefana Majewskiego oraz dwa cyrkle z nazwą fabryki. Hala fabryczna wydawała mi się bardzo wielka — górowała nad domem dziadka. Pamiętam konia wałacha ciągnącego platformę towarową. Woźnica — starszy już wówczas pan — pozwalał wchodzić na nią i woził as po terenie fabryki. W protokole z inwentaryzacji zakładu sporządzonym w związku z przejęciem go pod przymusowy zarząd państwowy wymieniono tego konia. W rubryce „zużycie” zapisano — trzydzieści procent…

Wychowywano nas w szacunku dla dziadka. Choć nie całowaliśmy go w rękę ani nie
mówiliśmy do niego „panie dziadku”, wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z najważniejszą
postacią w rodzinie, co potwierdzało miejsce, które Stefan Twardowski zajmował przy stole.
Na imieniny dostawał od nas laurki. Sam też dawał nam drobne upominki, potrafił pogłaskać
po głowie. Nie należał do ludzi wylewnych, nie demonstrował głośno swoich uczuć,
ale wiedzieliśmy, że nas bardo kochał i — na co bardzo zwracał uwagę ksiądz Jan Twardowski — był niezwykle przywiązany do rodziny i tradycji.

Dom przy Grochowskiej tętnił życiem. Nasza rodzina była liczna. Wszystkie miejsca przy
stole zapełniały się w czasie Bożego Narodzenia, Wielkanocy, imienin dziadka i domowników.
Na Boże Narodzenie Ciotunia — jak nazywaliśmy drugążonę dziadka — z Ciocią Mańcią, czyli jej siostrą, ubierały choinkę, która stała w salonie. Na choince wisiały kolorowe łańcuchy, pawie oczka, pająki. Wszystkie ozdoby wykonywały ręcznie.

Ciotunia przebierała się za Świętego Mikołaja. Musiała być dobrą aktorką, skoro jej nie
rozpoznawaliśmy. Baliśmy się jej czerwonego płaszcza, siwej brody i rózgi na niegrzeczne
dzieci, którą trzymała w ręku. Musieliśmy zasłużyć na prezent. Ciotunia-Mikołaj przepytywała
każde z nas z paciorka.

Dziadek ciągle inwestował w fabrykę. Po wojnie rodzina ostrzegała go, że to niezbyt
pewna lokata kapitału. Ale ta fabryka była jego dzieckiem — do końca nie mógł przestać
się o nią troszczyć.

Bronił się przed nacjonalizacją, zatrudniając mniej niż pięćdziesięciu pracowników —
wśród nich czterdziestu czterech robotników. W ten sposób przedłuży łżycie swoich Zakładów Mechanicznych o kilka lat.

W 1950 roku fabryka trafiła pod przymusowy zarząd państwa. Inż. Stefan Twardowski pozostawał w niej nadal dyrektorem, lecz jego wpływ na los zakładu słabł. Z opowiadań ojca wiem, że „pod przymusowym nadzorem” liczba pracowników administracyjnych wzrosła do 60 osób! Pracownicy biurowi nie mieścili się w budynkach fabrycznych, toteż dziadek musiał zgodzić się na oddanie części domu mieszkalnego.

W 1951 roku zapadła decyzja o całkowitym przejęciu przedsiębiorstwa przez państwo
— podstawą prawną była nie ustawa nacjonalizacyjna, lecz dekret z 1918 roku o mieniu porzuconym i niezagospodarowanym. 20 czerwca 1952 roku wydział kwaterunkowy
Prezydium Rady Narodowej wydał nakaz przekwaterowania dziadka, uzasadniając, że
mieszka — jak napisano w dokumencie — „na terenie zamkniętym fabryki”. Stefan Twardowski został uznany za osobę obcą w firmie, którą stworzył i którą przez prawie 35 lat kierował.

Gdy po raz pierwszy przyszedłem do mieszkania, do którego wyeksmitowano dziadka, przeżyłem szok. Gnieździł się w dwóch malutkich pokoikach przy ulicy Berezyńskiej, niedaleko naszego mieszkania na Kępie. Większą część pomieszczeń zajmowały szafy biblioteczne z książkami. Miejsca dla czworga lokatorów — dziadka, ciotuni, jej siostry Marii i gosposi z Grochowskiej — prawie nie było. Stefan Twardowski próbował wywalczyć nakaz na trzeci pokój, ale go nie uzyskał. Do śmierci mieszkał w ciasnocie. Na Berezyńskiej już nie odbywały się żadne spotkania rodzinne. Święta organizowali albo moi rodzice, albo syn brata dziadka Stanisława — Stefan Twardowski, który mieszkał bardzo blisko — na krzyżującej się z Berezyńską ulicy Elsterskiej.

Utrata fabryki i domu wyraźnie odbiła się na zdrowiu dziadka. Ale do końca zachował przytomność umysłu. Pytał mnie o postępy w nauce, zainteresowania. Znaleźliśmy zaświadczenie z 1954 roku podpisane przez Szczepana Łazarkiewicza, że dziadek pracuje jako konsultant konstrukcyjny w fabryce. Ale nie pamiętam, by kiedykolwiek chodził do fabryki. Mój ojciec też nigdy o tym nie wspominał. Ciotunia upominała się o odszkodowanie za utracony majątek. W 1960 roku dostała dokument z Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego z informacją na jakiej podstawie odebrano dziadkowi fabrykę. Jedyne, co udało się jej uzyskać, to dwie bardzo stare obrabiarki z Grochowskiej — otrzymała je, gdy zakład przeprowadzał się na Odlewniczą. Nie mam pojęcia, co z nimi zrobiła.


Nieruchomość przy ulicy Grochowskiej.


W 1987 roku mój ojciec, Wacław Twardowski, podjął starania o zwrot nieruchomości przy Grochowskiej. Przekazano ją — po  wyprowadzeniu się Warszawskiej Fabryki Pomp — WSK. W 1966 zburzono halę produkcyjną. W latach 70. WSK otrzymała pozwolenie na rozbudowę na terenie należącym do dziadka. Jednak nigdy nic tam nie powstało. W domu mieszkalnym naszej rodziny jakiś czas działała przychodnia WSK.

Przez lata odmawiano nam oddania nieruchomości, twierdząc, że jest we władaniu firmy, która wytwarza niezmiernie ważną dla obronności kraju produkcję. Choć w latach 90.
uzyskaliśmy orzeczenie sądu o nielegalności przejęcia przez państwo fabryki, to do dziś nie
odzyskaliśmy terenu przy Grochowskiej.

Tak zwane niesłuszne pochodzenie klasowe nie odbiło się na mojej rodzinie. Moja mama,
architekt, pracowała do emerytury w Biurze Projektów Typowych i Studiów Budownictwa
Mieszkaniowego na Wierzbowej. W tej instytucji po odejściu z Grochowskiej przez trzy lata
był zatrudniony ojciec. Potem przeniósł się do Centralnego Instytutu Ochrony Pracy. Był pracownikiem naukowym, kierownikiem zakładu. Odszedł na emeryturę w wieku 75 lat.

W 1957 roku rozpocząłem studia na Wydziale Mechaniczno-Technologicznym Politechniki
Warszawskiej. Kończyłem je na Wydziale Inżynieryjno-Ekonomicznym Transportu
Samochodowego Politechniki Szczecińskiej. Jednak pasjonowała mnie informatyka.
Zdobyłem na kursach i studiach podyplomowych nowe kwalifikacje. Pisałem programy
komputerowe. Od 1972 roku pracowałem w administracji rządowej — w Ministerstwie
Przemysłu Maszynowego, Komisji Planowania przy Radzie Ministrów, a od 1987 roku
— w jednostce informatycznej podległej Ministerstwu Edukacji Narodowej. Odszedłem na
emeryturę w połowie 2007 roku ze stanowiska dyrektora Centrum Informatycznego Edukacji
w tym resorcie. Nigdy po upaństwowieniu nie byliśmy zapraszani na żadne uroczystości do fabryki. Jednak rodzice śledzili losy zakładu. W naszym archiwum zachował się numer tygodnika „Stolica” z 1963 roku z artykułem o historii fabryki z okazji przyznania nagrody architektonicznej — tytułu Mistera Warszawy — obiektowi na Odlewniczej.

Pod koniec życia dziadek podyktował swoje wspomnienia z dzieciństwa i młodości
księdzu Janowi Twardowskiemu — synowi jednego z jego młodszych braci — także Jana
Twardowskiego Nie mogę sobie przypomnieć tego okresu. Nie pamiętam także księdza
Jana w latach 50., gdy był wikarym w kościele Matki Boskiej Nieustającej Pomocy na Saskiej
Kępie. Pamiętam księdza z kościoła Wizytek. Organizował w zakrystii spotkania dla całej
rodziny Twardowskich. Brałem w nich udział z żoną i synami. Od wielu lat w kościele Wizytek
15 października odprawiana jest msza za rodzinę Twardowskich. (not. IKE)


Janusz Twardowski, syn Wacława Twardowskiego, wnuk Stefana Twardowskiego.


„Na światowym poziomie” – Wacław Twardowski


Pozwalam sobie przekazać informacje z historii fabryki, a mianowicie: firma Zakłady Mechaniczne Brandel, Witoszyński i S-ka została założona w 1906 roku jako spółka komandytowa z siedzibą w Warszawie, przy ulicy Zygmuntowskiej. W roku 1915 został do niej zaangażowany mój ojciec inż. Stefan Twardowski, konstruktor byłej firmy Bormanna i Szwedego.


Profesor Czesław Witoszyński.


Po śmierci Wacława Brandla i wycofaniu się inż. Czesława Witoszyńskiego na skutek powołania go na profesora Politechniki Warszawskiej, inż. Stefan Twardowski spłacił udziały wspólników i sukcesorów i firma w 1919 roku została przekształcona w Zakłady Mechaniczne Brandel, Witoszyński i S-ka, właściciel: inż. Stefan Twardowski z siedzibą przy ulicy Grochowskiej 37.


Inżynier Stefan Twardowski.


W 1929 roku ojciec mój przekształcił firmę w Zakłady Mechaniczne inż. Stefan Twardowski, Warszawa, ul. Grochowska 37 (później na skutek zmiany numeracji ulicy Grochowskiej numery 312/314). Pod tą nazwą inż. Stefan Twardowski prowadził fabrykę do przejęcia pod zarząd państwowy, to jest do 18 sierpnia 1950 roku.

Przechodząc do zakresu produkcji, należy rozróżnić trzy okresy. W pierwszym okresie od 1906 do 1918 roku Zakłady Mechaniczne Brandel, Witoszyński i S-ka podstawową produkcję opierały na typoszeregu ręcznych pomp dwutłokowych „Plus”. Na początku I wojny światowej — do czasu opuszczenia Warszawy przez armię carską — firma produkowała pompy ręczne do odwadniania okopów i elaborowała granaty ręczne.

W okresie tym rozpoczęto produkcję pomp odśrodkowych, ze względu jednak na brak stacji badawczej, produkcja tych pomp ograniczyła się jedynie do kilku próbnych sztuk.


Wnętrze hali fabrycznej zakładów Stefana Twardowskiego przy Grochowskiej.


W drugim okresie od 1918 do 1929 roku Zakłady Mechaniczne Brandel, Witoszyński
i S-ka, właściciel: inż. Stefan Twardowski, po Pompy tłokowe „Plus” produkowano jeszcze
przeniesieniu fabryki do nowo zbudowanego w nowym zakładzie na Grochowskiej.

Budynku wyposażonego w nowoczesną stację prób (jedyną w Polsce i jedną z czterech w Europie), zaniechały produkcji ręcznych pomp, a rozpoczęły produkcję pomp odśrodkowych dla potrzeb cukrownictwa, wodociągów miejskich, energetyki i kopalnictwa (pierwsza polska pompa kopalniana wykonana została dla kopalni „Brzeszcze”).


Reklama w „Przeglądzie Technicznym” z 15 maja 1917roku.


W okresie trzecim od 1929 do 1950 roku w Zakładach Mechanicznych inż. Stefan Twardowski produkowano pompy rotodynamiczne (odśrodkowe, diagonalne i osiowe). Osiągnęły one poziom światowy. Ponadto fabryka jako pierwsza w Polsce podjęła produkcję turbin parowych do mocy 500 kW oraz turbodmuchaw.


Pompy tłokowe "Plus" produkowano jeszcze w nowym zakładzie na Grochowskiej.

Pompy tłokowe „Plus” produkowano jeszcze w nowym zakładzie na Grochowskiej.

Pompa wirowa zaprojektowana przez Czesława Witoszyńskiego i wdrożona do produkcji w fabryce przy ulicy Aleksandrowskiej.

Pompa wirowa zaprojektowana przez Czesława Witoszyńskiego i wdrożona do produkcji w fabryce przy ulicy Aleksandrowskiej.

Turbina parowa produkowana w fabryce przy Grochowskiej

Turbina parowa produkowana w fabryce przy Grochowskiej.

Dwie pompy głównego odwadniania wyprodukowane w latach 20. dla kopalni „Brzeszcze”.


List Wacława Twardowskiego do redakcji „Wafapomp”, opublikowany w 1978 roku w nr 3 (165).


Wacława Twardowski, syn Stefana Twardowskiego, konstruktor i kierownik techniczny w Zakładach Mechanicznych inż. Stefan Twardowski w latach 1937 – 1950.

„Nad grobem stryja” – Ks. Jan Twardowski


„Nad grobem stryja”

00045-248x300


Nad grobem stryja o działalności naukowej, o działalności zawodowej świętej pamięci Stefana Twardowskiego.  Chciałbym tylko – jako Jego bratanek — powiedzieć kilka słów, kim był zmarły dla rodziny.

Był najstarszym wiekiem członkiem rodziny Twardowskich, strażnikiem jej najszlachetniejszych tradycji, duchem jasnym. Miał serce prawdziwie ojcowskie nie tylko dla swoich dzieci, ale i dla każdego z rodziny.

O każdego się troszczył. O każdego się niepokoił. Przybyciem każdego się radował. Każdemu
zawsze pomagał. Pamiętam jego pokój, w którym stoi sekretarzyk pełen fotografii rodzinnych, pełen pamiątek rodzinnych i wspomnień. To on opowiadał mi o dziadku naszym, o ojcu moim. Nawiązywał nić między starymi a młodymi laty.

Odszedł ze świata w dziewiętnastą niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego, kiedy Kościół
święty czyta Ewangelię o szacie godowej.

Odszedł w godności chrześcijanina, wierny zasadom Chrystusa.

Odszedł w godności, w dostojeństwie po chrześcijańsku znoszonego cierpienia.

Odszedł w godności zasług położonych dla społeczeństwa.

Odszedł w godności najlepszego ojca swoich dzieci.

Odszedł w godności najstarszego członka rodziny, poważanego i kochanego przez
wszystkich.

Pamięć Jego zostanie w rodzinie, a najmłodsi  Twardowscy dorastać będą do zrozumienia
Jego znaczenia w życiu.

Kiedy ktoś bliski odejdzie, to tak się dziwnie wydaje. Przecież tak blisko był. Gdzie teraz
jest?

Poza niepokojem myśli ludzkiej jest. Poza udręczeniem ciała ludzkiego jest. U Boga jest!
Amen.


Warszawa, październik 1955-go roku

Tekst mowy pogrzebowej Jana Twardowskiego udostępniony przez wnuka Stefana Twardowskiego — Janusza Twardowskiego.


Jan Twardowski, ksiądz, poeta, syn Jana Twardowskiego, młodszego brata Stefana Twardowskiego.

Adresy Warszawskiej Fabryki Pomp – na Odlewniczej


Na Odlewniczej


Annopol, na którym 22 lipca 1963 roku dokonano uroczystego otwarcia nowej siedziby Warszawskiej Fabryki Pomp, został przyłączony do Warszawy w 1951 roku. Jeszcze wtedy miał opinię siedliska nędzy i przestępczości. Stworzony w latach 20. na terenach należących do Skarbu Państwa Annopol był miasteczkiem baraków, do których zsyłano bezdomnych, bezrobotnych i niepłacących czynszu lokatorów warszawskich mieszkań. W 1938 roku w stu trzynastu barakach na Annopolu mieszkało jedenaście tysięcy osób.

Budowa fabryki przy Odlewniczej.


Annopol, na którym 22 lipca 1963 roku dokonano uroczystego otwarcia nowej siedziby Warszawskiej Fabryki Pomp, został przyłączony do Warszawy w 1951 roku. Jeszcze wtedy miał opinię siedliska nędzy i przestępczości. Stworzony w latach 20. na terenach należących do Skarbu Państwa Annopol był miasteczkiem baraków, do których zsyłano bezdomnych, bezrobotnych i niepłacących czynszu lokatorów warszawskich mieszkań. W 1938 roku w stu trzynastu barakach na Annopolu mieszkało jedenaście tysięcy osób.

„Tu nędza jest zlokalizowana jak zaraza, wywieziona w szczere pole. Usadzona na piaskach. Pozbawiona zębów i pazurów. Taka nędza do oglądania, pokazowa, kliniczna, ujęta w system, bezpieczna jak zwierzęta w rezerwacie, zatruwająca swym jadem tylko samą siebie. Nędza bez porównania i bez kontrastu. Beznadziejna” — pisała w 1938 roku o Annopolu Elżbieta Szemplińska-Sobolewska.

Baraki bez prądu i wody składały się z oddzielnych pomieszczeń o powierzchni około
dwudziestu metrów kwadratowych. Zajmowały je wielodzietne rodziny. Naczynia kuchenne
zastępowały puszki po konserwach. W całym Annopolu brakowało miejsca, w którym można
byłoby się wykąpać. Ubikacje stały obok baraków. Fetor, nieczystości, zarazki, gruźlica,
brak lekarza. Po zmroku kontrolę nad osiedlem nędzy przejmowały młodociane gangi.

Mieszkańcy sąsiedniego Bródna, niszczonego w czasie potopu szwedzkiego, insurekcji
kościuszkowskiej i powstania listopadowego, żyli znacznie lepiej. Przede wszystkim dzięki
wybudowaniu w 1875 roku Nadwiślańskiej Drogi Żelaznej, łączącej twierdze Dęblin i Modlin.
Wtedy zbudowano drewniany Dworzec Nadwiślański (dziś stacja Warszawa Praga), a w pobliżu duże warsztaty Kolei Nadwiślańskiej, które pozwalały na znalezienie pracy. Na Bródnie osiedlali się robotnicy i kadra techniczna. Pracownicy kolei mieszkali w tak zwanych
drewniakach — wielorodzinnych domach drewnianych. Aż do 1916 roku na Bródnie obowiązywał zakaz wznoszenia — ze względów militarnych — budynków murowanych.
Zniesiono go wraz z przyłączeniem Bródna do Warszawy.

Po odzyskaniu niepodległości Główne Warsztaty PKP (jak nazwano dawne warsztaty Kolei Nadwiślańskiej) były największym, obok Przemysłowo-Handlowych Zakładów Chemicznych Ludwik Spiess i Syn SA (dzisiejsza tarchomińska „Polfa”), pracodawcą w tej okolicy.

Rodziny dobrze zarabiających kolejarzy miały do dyspozycji szkoły, placówki służby zdrowia, łaźnię, trzy kina. Działały tu liczne organizacje społeczne i oświatowe, zarówno lewicowe (Organizacja Młodzieżowa Towarzystw Uniwersytetów Robotniczych), jak i prawicowe (Koło Młodzieży Wszechpolskiej). Rozwijała się spółdzielczość. Przedwojenny klimat Bródna określały wąskie uliczki zabudowane głównie niewielkimi domami drewnianymi i murowanymi. Od 1923 roku Bródno z lewobrzeżną Warszawą połączył autobus. W 1924 roku ulicami: Odrowąża, Białołęcką (Wysockiego), Poborzańską do pętli na Pelcowiźnie przejechał tramwaj linii „dwadzieścia jeden”.

We wrześniu 1939 roku warsztaty kolejowe na Bródnie zostały zbombardowane przez
hitlerowców, a w 1944 przed ich wycofaniem się z Pragi wysadzone w powietrze. Po wojnie warsztaty odbudowano (działały do 1997 roku).


Oblicze Bródna odmieniła budowa wielu fabryk na Żeraniu Wschodnim (obejmował on
między innymi Annopol), który był najbardziej intensywnie rozwijającą się po wojnie przemysłową częścią Pragi. Zadecydowało o tym położenie — bliskość centrum Warszawy, szlaków komunikacyjnych (drogowych, kolejowych i wodnego) oraz wolne tereny pod inwestycje. Zbudowano tu kilkadziesiąt zakładów przemysłowych, wśród nich: Fabrykę Samochodów Osobowych „Polmo”, Zakłady Elektroniczne „Unitra-Warel”, Zakłady Mięsne „Żerań”, Żerańską Fabrykę Elementów Betonowych „Faelbet”, Cementownię „Warszawa”. Dla zaopatrzenia energetycznego między innymi tych zakładów wzniesiono Elektrociepłownię Żerań, w której pracują pompy wyprodukowane w Warszawskiej Fabryce Pomp.

Od połowy lat 60. na miejscu rozebranych drewniaków i niewielkich, najczęściej pozbawionych wody i kanalizacji, murowanych domów powstały bloki wielkich bródnowskich
osiedli. Zamieszkały w nich między innymi rodziny kilkuset pracowników Warszawskiej Fabryki Pomp.

Grupę rozruchową w zakładzie przy Odlewniczej stanowili pracownicy z Grochowskiej.
Inżynier Jerzy Kabała instalował nowe maszyny. Szczepan Łazarkiewicz i Mieczysław
Stępniewski nadzorowali pracę nad budową i urządzeniem nowoczesnej stacji prób.
Kluczowe stanowiska produkcyjne w nowym zakładzie zajęli fachowcy z Grochowskiej. Na
Odlewniczej zasiliły ich nowe roczniki absolwentów szkół zawodowych, w tym szkoły
przyzakładowej WFP oraz nowe roczniki absolwentów Politechniki Warszawskiej.

Nowoczesny zakład z wykwalifikowaną załogą podejmował się produkcji coraz bardziej
skomplikowanych pomp, w tym licencyjnych pomp zasilających Halberga. Rozwój produkcji
pomp w warszawskiej fabryce został szeroko omówiony w drugiej jubileuszowej książce
wydanej przez Grupę Powen-Wafapomp SA „Warszawska Fabryka Pomp. Sto lat tradycji”.

Państwowa fabryka podlegała ministerstwu i zjednoczeniu, które nadzorowały jej działalność, ustalały wielkość i asortyment produkcji, wyznaczały priorytetowych odbiorców i dyrektorów. Państwo decydowało o nowych inwestycjach. Po wybudowaniu odlewni staliwa w Siedlcach, która miała być częścią WFP, władze podjęły decyzję o jej usamodzielnieniu. Na terenie WFP działały: organizacja partyjna, związkowa, młodzieżowa, samorząd robotniczy. W imieniu załogi podejmowały one dodatkowe zobowiązania produkcyjne, odpowiadały na apele kierownictwa partii i rządu, organizowały zbiórkę pieniędzy na odbudowę Zamku Królewskiego i sprzątanie w czynie społecznym terenu bródnowskich osiedli.

Wraz z zakładem przy Odlewniczej zbudowano 43 zakładowe mieszkania w bloku
przy Darwina i 86 mieszkań przy Toruńskiej. Wśród lokatorów, którzy otrzymali klucze do zakładowego mieszkania przy ulicy Darwina, był Szczepan Łazarkiewicz. Ponieważ jego rodzina składała się z dwóch osób (konstruktora i jego żony), zgodnie z przyjętymi normami
uzyskał on mieszkanie jednopokojowe. Takie samo mieszkanie w tym samym budynku
otrzymał po niespełna roku pracy w WFP młody inżynier Zdzisław Płuciennik.


Otwarcie ośrodka w Złockiem przez władze administracyjne i partyjne fabryki. Od lewej: dyr. Marian Kosiński i I sekretarz KZ PZPR Adam Wojdalski

Otwarcie ośrodka w Złockiem przez władze administracyjne i partyjne fabryki. Od lewej: dyr. Marian Kosiński i I sekretarz KZ PZPR Adam Wojdalski


Pracownicy, którzy mieli książeczki mieszkaniowe, mogli się starać o mieszkanie z tak zwanego patronackiego budownictwa spółdzielczego. W latach 1971-1975 mieszkania dzięki fabryce otrzymało 116 pracowników. WFP zapewniła pracownikom ogródki działkowe (na Zaciszu), oferowała im tanie wczasy, w tym we własnych ośrodkach w Różanie i Złockiem, kolonie dla dzieci, opiekę zakładowej służby zdrowia. Zakładowe autokary woziły pracowników na wycieczki turystyczne, wyprawy na grzyby i ryby. W zakładzie rozprowadzano bilety do teatrów, kin i galerii. Na Odlewniczą zapraszano twórców kultury i uczonych. Organizowano kiermasze książki, konkursy dla racjonalizatorów, kursy prawa jazdy, imprezy sportowe. W fabryce funkcjonowały koła Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Mechaników Polskich, Stowarzyszenia Techników Odlewników Polskich, Polskiego Czerwonego Krzyża, honorowych krwiodawców, Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, emerytowanych pracowników.


Narada samorządu robtoniczego

Narada samorządu robotniczego.


Audycje nadawał zakładowy radiowęzeł. W 1963 roku ukazał się pierwszy numer zakładowej gazety „Wafapomp”, która pozostaje bezcennym źródłem informacji na temat historii przedsiębiorstwa.

Artykuły „Wafapomp” potwierdzają, że WFP troszczyła się o pielęgnowanie tradycji fabryki, przypominała także o okresie, gdy znajdowała się w rękach prywatnych właścicieli. W 1968 roku, w związku z 60. rocznicą powstania firmy, Konferencja Samorządu Robotniczego podjęła uchwałę o ustanowieniu złotej i srebrnej Odznaki „Zasłużony Pracownik Warszawskiej Fabryki Pomp”. Pierwszą osobą, której ją wręczono był Józef Raczko. Razem z nim uhonorowano trzy osoby, w tym dwie, które, podobnie jak Raczko, zaczynały pracę u Twardowskiego: Józefa Krasnodębskiego i Arseniusza Szewcowa. Z okazji siedemdziesięciolecia fabryki WFP wspólnie z redakcją „Expressu Wieczornego”, najpopularniejszej wówczas warszawskiej gazety, podjęła akcję poszukiwania archiwalnych zdjęć związanych z historią zakładu.


Dyplom uznania dla załogi WFP od KC PZPR.


Mimo wysokich — w porównaniu z innymi zakładami — zarobków, krótszej drogi do własnego mieszkania, szansy wyjazdu na atrakcyjne kontrakty zagraniczne, urozmaiconej oferty socjalnej, WFP stale miała problemy z obsadą stanowisk bezpośrednio produkcyjnych. Nie rozwiązała ich własna szkoła ani filie — najpierw w Siedlcach, a potem w Bartoszycach. Nie rozwiązało ich motywowanie robotników wysokimi stawkami w akordzie i w godzinach nadliczbowych, dzięki którym najlepiej pracujący tokarze i monterzy zarabiali więcej niż dyrektor przedsiębiorstwa. Choć wykonywano narzucany z góry plan produkcji, wciąż nie nadążano z realizacją zamówień na pompy i części zamienne.

Trudności WFP zaczęły rysować się w drugiej połowie lat 70., gdy dokonano redukcji tzw. frontu inwestycyjnego. Wtedy zrezygnowano z planów budowy wielkiego zakładu produkcyjnego WFP w Żyrardowie. Po 1980 roku klimat inwestycyjny w Polsce nadal słabł. Wyczerpały się możliwości rozwoju powojennego systemu gospodarczego. Dokonana na przełomie lat 80. i 90. przemiana ustrojowa przywróciła zasady rynku i wolnej konkurencji, całkowicie zmieniając warunki działalności Warszawskiej Fabryki Pomp. Państwa, które pozostawało jej właścicielem, nie interesowała już kondycja finansowa przedsiębiorstwa, portfel zamówień, los pracowników. Działo się to w okresie załamania inwestycyjnego w Polsce i równoczesnego szerokiego otwarcia rynku krajowego na zagraniczną konkurencję.


Budowa Domu Profilaktyczno-Wypoczynkowego w Złockiem koło Muszyny.

Blok przy ul.Toruńskiej 76. w którym mieszkało 86 rodzin pracowników WFP.

Blok przy ul.Toruńskiej 76. w którym mieszkało 86 rodzin pracowników WFP.





Państwowa forma własności ograniczała swobodę podejmowania działań mogących
uchronić fabrykę przed upadkiem. Po nieudanej próbie przejęcia przedsiębiorstwa
przez akcjonariat pracowniczy, dokonano jego prywatyzacji za pośrednictwem NarodowychFunduszy Inwestycyjnych, która doprowadziła do wejścia spółki WAFAPOMP SA na giełdę.

To z kolei umożliwiło przejęcie fabryki przez spółkę POWEN SA, a następnie — w 2006
roku — połączenie fabryk pomp w Warszawie, Zabrzu i Świdnicy w jeden wspólny podmiot —Grupę Powen-Wafapomp SA, która kontynuuje tradycje Towarzystwa Komandytowego Zakładów Mechanicznych Brandel, Witoszyński i S-ka, ZakładówMechanicznych inż. Stefan Twardowski i Warszawskiej Fabryki Pomp.

Oddział fabryki w Świdnicy

Oddział fabryki w Świdnicy.

Oddział fabryki w Zabrzu

Oddział fabryki w Zabrzu.


Strażnikami pamięci o fabryce są przede wszystkim jej wieloletni pracownicy, tacy jak Tadeusz Dzwonkowski i Bolesław Sękal, ostatni pracownicy z Grochowskiej zatrudnieni w Grupie Powen-Wafapomp. Pochodzący z nadbużańskiej wsi Bolesław Sękal rozpoczynał pracę w Warszawskiej Fabryce Pomp w 1962 roku w brygadzie Józefa Krasnodębskiego, ślusarza, który — podobnie jak on — przyszedł do fabryki na Grochowską zaraz po skończeniu szkoły zawodowej w 1923 roku i uczył się fachu pod okiem doświadczonych pracowników zakładów Brandla i Witoszyńskiego przy Aleksandrowskiej. (IKE)


Kronika Warszawskiej Fabryki Pomp


1908

Towarzystwo Komandytowe Zakładów Mechanicznych Brandel, Witoszyński i S-ka


1919

Zakłady Mechaniczne Brandel, Witoszyński i S-ka

Właściciel: inż. Stefan Twardowski


1929

Zakłady Mechaniczne inż. Stefana Twardowskiego


1951

Warszawska Fabryka Pomp


2006

Grupa Powen-Wafapomp SA