„Moja życiowa edukacja” – Henryk Monarski
Moja życiowa edukacja rozpoczęła się w 1896 roku, w szkole podstawowej mieszczącej się przy ulicy Targowej 34. Dokładnie 75 lat temu.
Nauczali wtedy Rosjanie i przede wszystkim w języku rosyjskim. Język polski wykładany był tylko dwa razy w tygodniu, ale uczyliśmy się go także w domu. Nauczycielami byli wtedy także oczywiście rodzice. Do tej samej klasy, co ja chodził Stefan Okrzeja. U nas, jak w każdej szkole w owym czasie, ze ścian szkolnych sal patrzyły oczy znienawidzonego cara. Stefan Okrzeja, który już wtedy był rewolucjonistą, wprawdzie „małym”, ale organizował zawsze udane wystąpienia, zaproponował „spalantowanie” portretu cara, atramentem z kałamarzy. Kiedy nauczyciel rozpoczynający nową lekcję zobaczył zapaćkany, a właściwie zniszczony doszczętnie portret cara, zameldował o tym natychmiast rewirowemu. Bardzo szybko cała klasa znalazła się w rosyjskim komisariacie, tak zwanym cyrkule. Dostaliśmy trochę po siedzeniach i zamknęli nas. Całą dobę bez jedzenia trzymali, a potem do domu wyrzucili. Cóż innego mogli zrobić? Nikt się nie przyznał do popełnienia „występku”.
Brandel i Witoszyński byli pierwszymi właścicielami spółki akcyjnej, z której wywodzi się rodowód naszej fabryki pomp. Niewielu pamięta, że mieściła się przy ulicy Aleksandrowskiej (dzisiejsza ulica Świerczewskiego). Zacząłem pracę w 1911 roku, a już w trzy lata później zostałem wydelegowany na wyjazd do Rosji. Tam zastała mnie Rewolucja Październikowa. Nie brałem w niej czynnego udziału, ale pilnowaliśmy w Kijowie mostu na Dnieprze, ażeby kontrrewolucjoniści go nie zniszczyli. Miałem okazję obserwować nieco później, jak uroczyście i masowo fetowano w nowej Rosji pierwszomajowe święto robotnicze. Byliśmy tym zbudowani. Polska nie była jeszcze krajem niepodległym, przed 1914 rokiem wszelkie demonstracje były brutalnie zwalczane.
Po moim powrocie do kraju w 1922 roku sądziłem, że święto pierwszomajowe stanie się świętem całego narodu. Niestety, to były złudzenia. Uczestniczyłem w wielu manifestacjach. Pamiętam, kiedyś na Placu Teatralnym policja znienacka zaatakowała nasz pochód. Musieliśmy się chować po okolicznych bramach. Krew się polała. Teraz na pochód idzie się jak na spacer. Wtedy to była walka nieustanna o prawa polityczne, ekonomiczne.
Na początku, w 1911 roku, pracowaliśmy po dwanaście godzin, potem wywalczyliśmy dziewięciogodzinny dzień pracy. To są sprawy z bardzo odległych czasów. Ale czy ktoś je jeszcze pamięta? Chyba z lekcji historii.
Z artykułu Kazimierza Bachulskiego, Wspomnienia nie tylko o 1 Maja, „Wafapomp”
Henryk Monarski, monter wyjazdowy, pracownik Towarzystwa Komandytowego Zakładów
Mechanicznych Brandel, Witoszyński i S-ka, Zakładów Mechanicznych inż. Stefan Twardowski
i Warszawskiej Fabryki Pomp w latach 1911-1967.