„Byłem u Andersa” – Stanisław Wolski
Przed wojną byłem cywilnym kierowcą w Korpusie Ochrony Pogranicza na Wołyniu. Zostałem zmobilizowany 1 września 1939 roku i brałem udział w walkach z hitlerowcami. Po zakończeniu kampanii wrześniowej zostałem internowany w Poworsku przez wojska radzieckie.
Okres lat 1939-1941 spędziłem jako kierowca ciągnika w przedsiębiorstwie leśnym nad jeziorem Ładoga. Pod koniec 1941 roku, w wyniku umowy między rządem generała Sikorskiego a Związkiem Radzieckim, zostałem zwolniony z pracy w związku ze zgłoszeniem się do formowanego przez gen. Andersa Wojska Polskiego. Nasz obóz znajdował się w Tatiszczewie pod Saratowem. Na wiosnę 1942 roku na rozkaz gen. Andersa wojska nasze zostały przerzucone przez Turkmenię do Iranu. Tam zatrzymaliśmy się w Teheranie, a następnie dotarliśmy nad Zatokę Perską. Stamtąd statkiem przetransportowano nas do Aleksandrii w Egipcie. Tam zaczęliśmy się szkolić — dostaliśmy ćwiczebne czołgi. Spotkaliśmy się też z naszymi wojskami, które wróciły spod Tobruku. Nasi tobruccy koledzy mówili o nas „kacapy”, ale dobrze żyliśmy ze sobą i wiele nas nauczyły te frontowe wygi. Był to już rok 1943.
Następnie zostaliśmy przerzuceni do Palestyny, w okolice Tel Awiwu. Tam otrzymaliśmy czołgi bojowe — Shermany. Ja byłem instruktorem (na cały obóz było tylko sześciu zawodowych kierowców). Po pół roku skierowano nas do Iraku, gdzie stacjonowaliśmy koło Mosulu. Wtedy to po raz drugi widziałem generała Władysława Sikorskiego (pierwszy raz widziałem go w ZSRR). Nawet pytał mnie, jak się odnoszą do żołnierzy oficerowie i podoficerowie zawodowi.
Na wiosnę 1944 roku pojechaliśmy z powrotem do Aleksandrii, skąd statkiem popłynęliśmy doi Neapolu. Wojsko popłynęło statkiem pasażerskim, a ja towarowym. Na jeden pojazd przypadał jeden żołnierz do jego obsługi. Z Neapolu pojechaliśmy do Villa Val. Do 15 maja przygotowywaliśmy się do akcji bojowej. Z 17 na 18 rozpoczęło się natarcie polskich wojsk. Od godziny jedenastej do pierwszej w nocy 2800 armat różnego kalibru ostrzeliwało pozycje hitlerowskie. O godzinie piątej rano, w czasie przygotowania naszej jednostki do natarcia, zostałem ogłuszony wybuchem wielkiego pocisku niemieckiego. Odzyskałem przytomność dopiero po czterech dniach. Po wyjściu ze szpitala polowego zostałem skierowany do lżejszej służby jako kierowca sanitarki. Brałem udział w dalszym pościgu za hitlerowcami. Tak doszliśmy do Bolonii, gdzie mieliśmy dłuższy postój.
Niemcy się poddali. Wojna dobiegła końca. Wojsko zaczęto demobilizować. Zgłosiłem się na powrót do kraju. Popłynąłem statkiem do Edynburga w Szkocji. Sprawa mojego powrotu do kraju przeciągała się. Była ciężka zima i dopiero na wiosnę 1947 roku powróciłem statkiem do Gdyni. Wraz ze mną z mojej jednostki wracało ponad stu kolegów, a cały transport obejmował dwa tysiące żołnierzy.
Za kampanię afrykańską i włoską otrzymałem liczne odznaczenia: Brytyjski Medal Wojenny, Medal Wojska, Krzyż Walecznych, Gwiazdę Afryki, Gwiazdę Włoch, Gwiazdę Wojny i inne.
Przyjechałem do Warszawy, gdzie mieszkał mój brat, z którym po zakończeniu wojny nawiązałem korespondencję. Zacząłem pracować jako kierowca w Centralnym Zarządzie Ceramiki Czerwonej. Potem pracowałem w innych zakładach. Od 1958 roku pracuję na montażu w WFP.
Z artykułu Bolesława Waszula, Długa droga wiodła do Polski, „Wafapomp”, 1971, nr 9 (67).
Stanisław Wolski, pracownik Warszawskiej Fabryki Pomp w latach 1958-1975.